wtorek, 28 sierpnia 2012

i need to be skinnier.

Nie wiem czy to hormony i zbliżający się okres, ale jestem dla społeczeństwa zagrożeniem - i dla siebie samej  zresztą też. Jest taka śliczna pogoda, ciepło (umiarkowanie), a ja najchętniej przespałabym cały dzień w łóżku. Na swoje szczęście mam jedną, ogromną motywację, która zbliża się dużymi krokami - a mianowicie, wypad nad jezioro i w góry ze znajomymi. Ostatnio znowu odezwały się moje fobie społeczne (ogólnie uchodzę za osobę otwartą i bezpośrednią, ale niestety wcale tak do końca kolorowo nie jest..), nie wybrałam się dzisiaj do miasta (miałam parę załatwień zakupowych i jedno spotkanie). Czułam, że wyglądam paskudnie i grubo, i nie dam rady pokazać się w takim stanie (wtf?). I nie dałam. Za to wybrałam się z jedną znajomą na rower (zrobiłyśmy ponad 20 km). A wracając do wyjazdu.. to już w poniedziałek. Muszę schudnąć chociaż do poprzedniej wagi tj. 53 kg. Inaczej będę czuć się niekomfortowo i źle, i jeszcze będę zatruwać atmosferę innym. Ogólnie to znam może dwie osoby z tej grupy, ale znajoma zaproponowała mi, żebym się z nimi zabrała. Długo się nie zastanawiałam. Pomyślałam, że dobrze to zrobi mojej zrytej bani. Parę dni. Dobrze, że należało zrobić rezerwację wcześniej etc, inaczej na pewno zrezygnowałabym w ostatniej chwili pod jakimś śmiesznym pretekstem. Niewątpliwie plusem jest także fakt, że nie będę musiała pod przymusem spożywać pokarmu w ilościach, które są w moim domu narzucane. Nikt mnie srodze pilnować nie będzie. Oraz to, że będę obcować z osobą, która w ciągu sześciu miesięcy schudła 12 kg (!).
Pięknie.

Żeby nie było tak kolorowo, to przedwczoraj przeżyłam gehennę. Bilans wyglądał dosyć dobrze plus domowo-youtubowe ćwiczenia cardio i rower (Dawno nie byłam tak z siebie zadowolona). A waga na drugi dzień wynosiła 55, 5 kg - to jest  prawie pół kilograma więcej niż dnia poprzedniego. Okres? Nie wiem. Zmartwiło mnie to i zrobiłam sobie napar z Xenny. Jestem bardzo mądra - przez ponad miesiąc tego nie piłam, nawet gdy miałam napady, a po dniu kiedy bilans nie wyniósł więcej jak 600 kcal to ja się po prostu truję. Ból był nie do zniesienia (jeżeli ktoś pije mocniejszą, z dwóch/trzech torebek to nie zazdroszczę doznań). Obiecałam sobie, że to musi być ostatni raz. Nigdy nie prowokowałam wymiotów, dlaczego więc nie mogę przestać popijać to świństwo? 

Dzisiaj:
Sałatka z tuńczyka - tuńczyk w oleju (wyciśnięty, odsączony z ostatniej kropli oleju), pół pomidora, dwie łyżeczki fety, szczypiorek.
Jabłko
Pół miseczki zupy z pora
Trochę malin z ogródka

Z ruchu, to rzucanie się konwulsyjne z bólu po moim quasi-senesie i rower o którym wspominałam.
A jutro jeżeli znajoma będzie mogła, to może przejdziemy się na fitness! Oby. Nie byłam dwa lata.





          Totalnie mnie rozłożyło.



sobota, 25 sierpnia 2012

back in black.

Więc po ponad miesiącu wakacji wróciłam. I nie zamierzam stąd odejść, ale od początku.
Może niektóre z Was się orientują (te, które śledzą moje wpisy), że przez lipiec/sierpień gościłam u siebie rodzinę i niestety moje obawy się spełniły (sic). A mianowicie, przytyłam. Ale o tym troszkę później.
Na początku bardzo się pilnowałam i było dobrze. Nie chudłam, ale trzymałam wagę - był nawet taki okres paru dni, że ważyłam mniej (pomimo tego, że jadłam więcej niż miewałam w zwyczaju).
Nie chcę zwalać na aurę rodzinną, ale moja uwaga została całkowicie uśpiona. Czułam się tak normalnie i nawet zaczęłam siebie akceptować. Słyszałam często miłe uwagi, jak ja to ładnie wyglądam i nie muszę już się odchudzać (nic nie wspominałam o tym, że się odchudzam, ale ok). Zaczęłam normalnie jeść, a potem to już poszło równo. Jadłam wszystkie rzeczy, których przez te dwa miesiące nie miałam w ustach. I tak moje szczęście, że to był dosyć aktywnie spędzony czas, bo przytyłam 2 kg. Ale to straszne 2 kg. Waga z niecałych 53 kg wzrosła do 55,2 kg. Wtedy tym się nie przejmowałam, miałam przed sobą wyjazd na Słowację i wiedziałam, że dużo ruchu (baseny termalne, woda, góry), i na pewno zrzucę to cholerne jojo.
Przez pierwsze dni bardzo ograniczałam swoje menu i jadłam mało. Teraz myślę, że zaczęłam zbyt rygorystycznie, bo pomimo tego, że po wczasach udało mi się wrócić do wagi z czerwca - to niestety już po tygodniu w domu wróciłam do 55 kg.

Jutro postaram się napisać więcej i zabrać się ostro do pracy. Teraz zamierzam szybciutko Was odwiedzić i zobaczyć co u Was.