Nie wiem czy to hormony i zbliżający się okres, ale jestem dla społeczeństwa zagrożeniem - i dla siebie samej zresztą też. Jest taka śliczna pogoda, ciepło (umiarkowanie), a ja najchętniej przespałabym cały dzień w łóżku. Na swoje szczęście mam jedną, ogromną motywację, która zbliża się dużymi krokami - a mianowicie, wypad nad jezioro i w góry ze znajomymi. Ostatnio znowu odezwały się moje fobie społeczne (ogólnie uchodzę za osobę otwartą i bezpośrednią, ale niestety wcale tak do końca kolorowo nie jest..), nie wybrałam się dzisiaj do miasta (miałam parę załatwień zakupowych i jedno spotkanie). Czułam, że wyglądam paskudnie i grubo, i nie dam rady pokazać się w takim stanie (wtf?). I nie dałam. Za to wybrałam się z jedną znajomą na rower (zrobiłyśmy ponad 20 km). A wracając do wyjazdu.. to już w poniedziałek. Muszę schudnąć chociaż do poprzedniej wagi tj.
53 kg. Inaczej będę czuć się niekomfortowo i źle, i jeszcze będę zatruwać atmosferę innym. Ogólnie to znam może dwie osoby z tej grupy, ale znajoma zaproponowała mi, żebym się z nimi zabrała. Długo się nie zastanawiałam. Pomyślałam, że dobrze to zrobi mojej zrytej bani. Parę dni. Dobrze, że należało zrobić rezerwację wcześniej etc, inaczej na pewno zrezygnowałabym w ostatniej chwili pod jakimś śmiesznym pretekstem. Niewątpliwie plusem jest także fakt, że nie będę musiała pod przymusem spożywać pokarmu w ilościach, które są w moim domu narzucane. Nikt mnie srodze pilnować nie będzie. Oraz to, że będę obcować z osobą, która w ciągu sześciu miesięcy schudła
12 kg (!).
Pięknie.
Żeby nie było tak kolorowo, to przedwczoraj przeżyłam gehennę. Bilans wyglądał dosyć dobrze plus domowo-youtubowe ćwiczenia cardio i rower (Dawno nie byłam tak z siebie zadowolona). A waga na drugi dzień wynosiła
55, 5 kg - to jest prawie pół kilograma więcej niż dnia poprzedniego. Okres? Nie wiem. Zmartwiło mnie to i zrobiłam sobie napar z Xenny. Jestem bardzo mądra - przez ponad miesiąc tego nie piłam, nawet gdy miałam napady, a po dniu kiedy bilans nie wyniósł więcej jak 600 kcal to ja się po prostu truję. Ból był nie do zniesienia (jeżeli ktoś pije mocniejszą, z dwóch/trzech torebek to nie zazdroszczę doznań). Obiecałam sobie, że to musi być ostatni raz. Nigdy nie prowokowałam wymiotów, dlaczego więc nie mogę przestać popijać to świństwo?
Dzisiaj:
Sałatka z tuńczyka - tuńczyk w oleju (wyciśnięty, odsączony z ostatniej kropli oleju), pół pomidora, dwie łyżeczki fety, szczypiorek.
Jabłko
Pół miseczki zupy z pora
Trochę malin z ogródka
Z ruchu, to rzucanie się konwulsyjne z bólu po moim quasi-senesie i rower o którym wspominałam.
A jutro jeżeli znajoma będzie mogła, to może przejdziemy się na fitness! Oby. Nie byłam dwa lata.
Totalnie mnie rozłożyło.