środa, 27 czerwca 2012

we all love oatmeal.

Moje ulubione śniadanie (Haha, widać mnie w łyżeczce - to żółte coś, to moja piżama, trololo) : jogurt naturalny 0%, dwie łyżki otrębów, łyżka muesli, truskawki i porzeczki (czy co tam z sezonowych owoców mamy pod ręką).
Muszę jakieś zakupy zrobić, bo ani otrębów, ani jogurtów już nie mam.

Bilans z dzisiaj: wafel ryżowy z tuńczykiem i dwa plastry bakłażana z fetą i pomidorkami koktajlowymi.
Byłam nad jeziorem rowerem, więc ok 15 km zrobiłam. Wieczorem jeszcze brzuszki i może hula hopem pokręcę.

W sobotę widzę się z paroma ludźmi z liceum. Nie spotkaliśmy się dotąd od czasów matur i bardzo się cieszę na ten wieczór. Na pewno będzie jakieś piwo, więc planuje zjeść coś lekkiego przed wyjściem i potem uraczyć się jedynie alkoholem. Tak trochę, chociaż wiem, że to są te cholerne kalorie. Ale sama potrzebuje się trochę wychillować, tym bardziej, że to już po wynikach. Może akurat pójdzie w cycki.

Okres się zbliża i czuję się jak waleń (sic!). Nie obrażając waleni, to są piękne ssaki morskie.
Zauważyłam, że na moim blogu mało jest thinspiracji. Więc zamiast korzystając z usług z youtube, dzisiaj będą zdjęcia:




Na płaski brzuszek:

awokado: tak, ma w sobie tłuszcz, ale dobry. Badania potwierdzają, że osobom jedzącym awokado udało się zgubić więcej tkanki tłuszczowej niż tym, którzy spożywali tyle samo kalorii, a mniej tłuszczów jednonienasyconych.

- zielona herbata: przyspiesza spalanie tkanki tłuszczowej. Najnowsze badania wskazują, że 3 filiżanki zielonej herbaty dziennie przyspiesza metabolizm tak, że spalamy o około 30 kalorii więcej.

- bulgur: czyli pszeniczna kaszka popularna np. w kuchni tureckiej, libańskiej czy indyjskiej. Pół szklanki bulguru zawiera więcej błonnika i mniej kalorii niż inne produkty zbożowe. Prawdopodobnie pobudza też kurczenie się komórek tłuszczowych.

- jogurt probiotyczny: idealny w walce ze wzdęciami. Poprawia pracę jelit.

- borówki: zawarte w nich przeciwutleniacze poprawiają krążenie krwi, dzięki czemu więcej tlenu trafia do mięśni. Dzięki temu ćwicząc mniej się męczymy.

- mleko czekoladowe: zaskoczona? Badania dowodzą, że u piłkarzy, którzy po treningu pili mleko czekoladowe, szybciej regenerowały się mięśnie niż u tych, którzy pili napoje izotoniczne. 
 
 
Źródło: http://thinspiration-54.soup.io/

poniedziałek, 25 czerwca 2012

watch me fall apart.

Wielkie przepraszam, że zrobiłam tydzień przerwy od wpisów i nie komentowałam 'Was' na bieżąco, ale dosyć zabiegana jestem. Nie zrobiłam żadnego przystanku w tym co robię (nie mogę nazwać tego dietą, bardziej zmianą stylu życia). Moje śniadania składały się prawie codziennie z owsianki na bazie jogurtu, otrębów (całych jak i mielonych) czerwonych porzeczek (love) i oczywiście truskawek. Zrobiłam nawet jakieś zdjęcia, więc wrzucę potem. Tak ku pamięci. Potem sałatka z pomidorem, sałatą i oliwkami - na przekąskę arbuz. Albo tylko arbuz.
Mam teraz dużo załatwień, związanymi ze studiami i przyjazdem rodziny. Więc jak nie sprzątam, to szukam mieszkania albo planuje gdzie złożyć papiery. To już w piątek. Trzymajcie kciuki.
Chciałabym się dostać tam gdzie założyłam, tam gdzie wiem, że będę się mogła realizować. Ale najbardziej, chcę mieć to już za sobą.

Jestem zmobilizowana jeśli chodzi o mój cel. Obiecałam sobie, że nie zważę się wcześniej jak 2 lipca - równy miesiąc odkąd postanowiłam się zmienić. Na lepsze. Jestem zdziwiona, że tak umiejętnie omijam wagę. Nawet gdy nie odchudzałam się wcześniej, potrafiłam się ważyć parę razy dziennie (wtf).

watch me fall apart, watch me fall apart.
Był taki okres w moim życiu kiedy miałam wszystko (prócz idealnej figury, ale who cares? Wtedy byłam silniejsza, a zarazem bardziej naiwna i pełna wiary w siebie niżeli jestem dzisiaj). To było jakieś dwa lata temu.
Chyba najpiękniejszy czas. Kiedy miałam szansę na bycie z nim, miałam prawdziwych przyjaciół, a nie paru znajomych, którzy co innego Ci mówią - a co innego myślą. Ale przegapiłam, straciłam. Najbardziej tęsknie za nim. Teraz jest całkiem na odwrót.


give me shelter or show me heart.
and watch me fall apart, watch me fall apart.

niedziela, 17 czerwca 2012

there there.

Od czego by tu zacząć. Ten tydzień był dziwny, ale nie poddałam się - te kilka dni tylko uświadomiło mi jak bardzo pragnę osiągnąć swój cel. Od środy do piątku praktycznie wegetowałam. Nie będę zwalała swojego stanu na pogodę, ale należę do osób, u których nastrój bardzo często reguluje poziom słupka rtęci. A, że padało, padało, czasem grzmiało to i ja - spałam, leżałam i oglądałam Gossip girl (Wiem bardzo konstruktywny sposób spędzania czasu). Muszę przyznać, że serial bardzo wciąga. I chociaż sama wcześniej odnosiłam się bardzo sceptycznie i z pewnym sarkazmem dla tej pozycji, to teraz trochę zmieniłam zdanie. Jest to wszystko puste, typowo amerykańskie i okropnie przekoloryzowane - ale chyba właśnie teraz potrzebowałam takich dennych i przesłodkich historii żeby jakoś przetrwać ten swój czas suszy (oczywiście w sensie bardziej metafizycznym). No i te kreacje - chyba dzięki wyposażeniu szafy i sylwetkom Blair i Sereny ograniczyłam swoje posiłki do minimum.

Wyciągnęłam z szafy szorty, które kupiłam rok temu. Bardzo dokładnie pamiętam w jakich okolicznościach się w nie zaopatrzyłam i jak mówiłam w przymierzalni - 'ok, schudnę dwa kilo, dopnę się i będę w nich hasać'. Dzisiaj? Dzisiaj są na mnie za luźne. I przeraża mnie myśl, jak ja wtedy mogłam akceptować siebie taką jaką byłam, bo obecnie jestem zdania, że ani w połowie drogi jeszcze nie jestem.
Wiem, że schudłam, ale trochę czasu i wysiłku muszę jeszcze włożyć, żeby wyglądać tak jak pragnę.

Co do Euro. Jestem dumna z naszej reprezentacji (btw. dzięki nim i tym mistrzostwom zapałałam miłością do tego sportu i chyba nawet zaopatrzę się w jakieś korki i zacznę grać!) i jestem okropnie zła na poniektórych 'kibiców'. Naprawdę jesteście zdania, że mamy słabą drużynę i, że nasi nie postarali się na tyle, żeby wygrać? Widząc ich zaangażowanie, w ogóle w to nie wątpię. Zabrakło po prostu szczęścia.
Więc przestańmy być polaczkami i bądźmy Polakami. Pokażmy, że jesteśmy wiernymi kibicami i dobrymi gospodarzami Euro 2012.

Jak jesteśmy przy tych klimatach: 


wtorek, 12 czerwca 2012

so-so.

Dałam radę. Najgorzej jest w godzinach 13-15 kiedy organizm jest 'na chodzie' już od paru dobrych godzin, ale nadal bez zasilania i wtedy się buntuje (Francuzki podobno raz w tygodniu zarządzają sobie głodówkę). Jednak od czego jest zielona herbata i woda. Wieczorem jest się już na tyle zamorzonym - sam widok jedzenia przyprawia o mdłości.
Mam nadzieję, że te poniedziałkowe głodówki wejdą mi w zwyczaj. Na drugi dzień czujesz się o wiele lepiej, chociaż podczas.. ale ja już tak mam, że jak się zawezmę to nie popuszczę (to działa niestety w dwie strony - popadanie ze skrajności w skrajność jest moją specjalnością).
Po paru dniach z rodziną, kiedy to starałam się jeść po mojemu - ale wiadomo, gdy na co dzień pijesz kefir, zjesz wafla i parę truskawek.. A tu nagle na obiad musisz wtryndolić w siebie przynajmniej dwa ziemniaki i cały filet z kurczaka, wtf (?!). Oczyszczenie jest konieczne. Katharsis.
Wiem, wiem.. to żaden sposób. Ale ja lubię mieć święty spokój i już wolę wmusić siebie trochę więcej niż 400 kcal w te dwa dni, niż wysłuchiwać potem ciągłych jęków, że to niezdrowo, po co etc. Nie.

Próbowałam wczoraj poćwiczyć z Panią super-mam-ciało Chodakowską, ale nie dałam rady skończyć całego treningu. Nie wiem czy to przez to, że nic nie jadłam, ale po prostu po dwudziestu minutach dostałam zadyszki i musiałam zrezygnować. Tak, tak co się dziwisz (tutaj pewnie dostałabym ochrzan od grona zdrowo odchudzających się dziewczyn fitness) no, ale. Po prostu martwię się trochę o swoją kondycję. Jednak rower i samodzielne ćwiczenia, kiedy to sama możesz narzucić sobie tempo, to nie jest to samo co porządny trening. Zapisałabym się na siłownię, ale nie mam za bardzo z kim chodzić, a sama nie chcę.
Więc pozostaję mi cudowna Ewa i Jane Fonda. I całe grono fit lasek z youtube. Mam nawet taką dużą, różową piłkę w domu i chyba zacznę z nią ćwiczyć. Podobno spala się więcej kcal gdy musisz jeszcze zawalczyć ze swoją równowagą. Błędniku trzymaj się.

Śniadanie: jogurt activia naturalna + parę truskawek + łyżka otrębów mielonych 125 kcal
Obiad: Sałatka grecka (bez fety) 180 kcal
Kolacja: truskawki?

Edit 23: 20 piwo + orzeszki ziemne + chipsy. Spierdoliłam. Dziękuję. 









poniedziałek, 11 czerwca 2012

sobota, 9 czerwca 2012

love will tear us apart, again.

Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Te dni spędzone z rodziną nie były tak bardzo męczące i stresujące jak się spodziewałam - chociaż tęsknie już za tą moją 'normalnością'.
Jem tak samo, ale częściej (chociaż widzę, że żołądek skurczył mi się już na tyle, że często po dwóch kęsach  jestem najedzona).

Wczoraj podczas meczu ze znajomymi jadłam truskawki. Musiało to dziwnie wyglądać, ale i tak nie miałam ochoty w ogóle cokolwiek brać do ust. Były chipsy, orzeszki pikantne/solone, frugo, gazowane i kolorowe. I oczywiście piwo. Piwo wypiłam, ale rozgrzeszam się tutaj sytuacją - nie przepadam z piłką, ale takie wydarzenie i cały pijar wokół tego święta sportu zrobił swoje i też uległam piłkarskiej atmosferze.
Piwo z truskawkami, niech będzie.

Pogoda jest brzydka. I dzisiaj jest chyba jeden-jedyny taki dzień, kiedy się cieszę na deszcz - bo gdyby nie on, czekałby mnie grill u dziadków na działce. Nie chcę za bardzo jechać, bo i tak mam nadwyżkę kcl, a zobaczę się z nimi w przyszłym tygodniu. Muszę się zebrać teraz na jakieś ćwiczenia.
Trzymajcie się chudo!




środa, 6 czerwca 2012

don't look away, when there's nothing there.

Na wstępnie chciałabym Wam bardzo podziękować za słowa wsparcia. Nawet nie wiecie jakie to jest ważne, na początku, środku, (końca chyba nie ma) 'drogi' (wiecie co mam na myśli). Dziękuję.

Wczorajszy dzień minął szybko. Prawie cały czas 'na nogach'  - nie miałam czasu żeby napisać notki z dnia, jedynie parę komentarzy pod Waszymi wpisami.
Także nawet z założenia planu dnia, nie miałam czasu na posiłki. Jak rano wstałam i wypiłam szklankę kefiru z otrębami, tak potem przez cały dzień żyłam o kawie, i o wodzie.

Bardzo boję się nadchodzących czterech dni. Wiem, nie spieprzę tego, ale psychicznie mogą mi 'bezpieczniki' wysiąść. Dlaczego? Ponieważ spędzę je  z całą rodziną i już przed oczami mam wizję wymigów/wykrętów od jedzenia i pretensji otoczenia - CZEMU NIC NIE JESZ.
I boję się, że ulegnę -  nie dla zaspokojenia TYCH potrzeb fizjologicznych, ale dla świętego spokoju.
Zaczynam też  martwić się o swój metabolizm. Tabletki i zielona herbata nie działają, kawa również. Może  dzisiejsze menu trochę sprawę podratuje.

Śniadanie - dwa bezglutenowe wafle ryżowe + pasta z tuńczykiem i sałatą - 78 kcl
Obiad - szklanka truskawek - 45 kcl
Kolacja - jabłko - ok 70 kcl ?

Woda-woda-woda.

Dzisiaj, z racji polepszenia się warunków atmosferycznych mogłam wreszcie wyciągnąć rower! Poranne 3h na dwóch kółkach trochę mnie zmotywowało. Dzisiaj w planach jeszcze szybki marsz.

I tradycyjnie już::



poniedziałek, 4 czerwca 2012

j'aime quand tu danses, ton corps s'allume, se réveille..

Bilans: 0 kcl.

Nie wiem czy wypicie aż dwóch imbryków z zieloną herbatą to był dobry pomysł.
Nasi przyjaciele piją ten napar od wieków i cieszą się długo życiem, więc.. (chociaż moim marzeniem wcale nie jest dobicie ośmiu dekad). Jak już jestem przy azjatyckich klimatach.. zrobiłam sobie straszną ochotę na sushi - i jak tylko osiągnę wagę 53kg to będzie mały prezent w postaci maków.

Tak, na dzisiaj już koniec. Jestem na etapie brzydzę-się-jedzeniem. Bo wczorajszy dzień trochę dał mi do myślenia. Cukier wcale nie poprawia humoru. Nawet ten ulokowany w kolorowej, zimnej masie z bakaliami (wtf).


Jest tak leciutko, leciutko, naprawdę cudownie. I dzisiaj wracam do ćwiczeń. 

Cały dzień wywijam swoim tyłkiem w ten rytm.


     Ona jest tak cudownie drobna. J'adore!


niedziela, 3 czerwca 2012

i know i screwed it up.

Nie wiem co się stało, po dwóch tygodniach bez grama cukru i znienawidzonych węglowodanów - zjadłam trzy gałki lodów i pochłonęłam pięć pomadek. Bez zastanowienia. Jestem wkurzona na siebie, bo myślałam, że ten etap mam już za sobą. Widocznie nie.
Oczywiście zażyłam przed chwilą trzy tabletki Alaxu - tydzień temu potrafiłam co drugi dzień połykać po dwie sztuki i nic.
Może dzisiaj się uda.


Dobra, nie chce mi się opisywać tego wszystkiego. Mam nadal okres i czuję się naprawdę beznadziejnie.
Jutro sama woda z cytryną. I zielona herbata.

 Niestety jak tak dalej pójdzie, to moje obojczyki... dobrze, że mam internet. Bo swoich jak na razie nie mogę oglądnąć.

sobota, 2 czerwca 2012

who will fight?


Zaczynam swoją przygodę. Nawet nie wiecie ile czasu zastanawiałam się nad założeniem tego bloga - dotychczas to Wasze zapisy i zmagania się z wagą były dla mnie jedyną pomocą i inspiracją. Zdecydowałam się jednak, stworzyć miejsce, które będzię moją mekką walki o sylwetkę i, o nowe życie.
Ze zbędnymi kg walczyłam od zawsze. Niestety zazwyczaj wracałam do punktu wyjśćia. Wśród znajomych i rodziny, uchodzę za otwartą, sympatyczną dziewczynę - wręcz ideał. Niestety tak nie jest. Nienawidzę swojego ciała. Z całą mocą słowa NIENAWIDZĘ. Potrafię odmówić wyjścia do kina, na imprezę, spotkanie, bo myślę, że wyglądam źle i nie mogę być sobą. To śmieszne, ale naprawdę tak jest. Pewnie gdybym powiedziała moim znajomym o moim problemie - zostałabym wyśmiana. Dla mnie, jest to jednak coś  niedoprzebrnięcia i dlatego ta znienawidzona część mnie musi zniknąć. A kiedy jak nie teraz? Właśnie skończyłam liceum i napisałam maturę. Studia - nowy etap w życiu, nie chcę żeby życie towarzyskie nadal mnie omijało szerokim łukiem.

Początek mało sympatyczny (ale konieczny, żeby historia tego bloga miała jakikolwiek sens).
Przy wzroście 164cm ważę obcenie 58,4 kg. Moim celem jest waga 49-46 kg. I zrealizuję to, choćbym nie wiem co :).
Dzisiejszy bilans  jak narazie nie jest zły (garść otrębów całych i mielonych +  2 łyżeczki musli + pół  małej activii) i wodawoda, zielona herbata - na obiad mam w planach wypić sok wyciśnięty z marchwii (sokowirówka od tygodnia jest w ruchu) i KONIEC. Dzisiaj jak najmniej, a najlepiej byłoby NIC - po wczorajszym dniu dziecka, gdzie wpakowane były we mnie lody (Boże, dlaczego).
Od tygodnia nie mogę zmusić się do ćwiczeń przez okres (wiem, że w większości przypadków ćwiczenia nawet łagodzą bóle menstruacyjne, ale nie mogę się przemóc), ale już niedługo - może polecicie jakieś zestawy ćw (głównie partie brzucha - razem ze skośnymi, ud, tyłka).

I na koniec, Bon Iver. Kocham ten kawałek, jest cudowny.