sobota, 9 czerwca 2012

love will tear us apart, again.

Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Te dni spędzone z rodziną nie były tak bardzo męczące i stresujące jak się spodziewałam - chociaż tęsknie już za tą moją 'normalnością'.
Jem tak samo, ale częściej (chociaż widzę, że żołądek skurczył mi się już na tyle, że często po dwóch kęsach  jestem najedzona).

Wczoraj podczas meczu ze znajomymi jadłam truskawki. Musiało to dziwnie wyglądać, ale i tak nie miałam ochoty w ogóle cokolwiek brać do ust. Były chipsy, orzeszki pikantne/solone, frugo, gazowane i kolorowe. I oczywiście piwo. Piwo wypiłam, ale rozgrzeszam się tutaj sytuacją - nie przepadam z piłką, ale takie wydarzenie i cały pijar wokół tego święta sportu zrobił swoje i też uległam piłkarskiej atmosferze.
Piwo z truskawkami, niech będzie.

Pogoda jest brzydka. I dzisiaj jest chyba jeden-jedyny taki dzień, kiedy się cieszę na deszcz - bo gdyby nie on, czekałby mnie grill u dziadków na działce. Nie chcę za bardzo jechać, bo i tak mam nadwyżkę kcl, a zobaczę się z nimi w przyszłym tygodniu. Muszę się zebrać teraz na jakieś ćwiczenia.
Trzymajcie się chudo!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz