Zaczynam swoją przygodę. Nawet nie wiecie ile czasu zastanawiałam się nad założeniem tego bloga - dotychczas to Wasze zapisy i zmagania się z wagą były dla mnie jedyną pomocą i inspiracją. Zdecydowałam się jednak, stworzyć miejsce, które będzię moją mekką walki o sylwetkę i, o nowe życie.
Ze zbędnymi kg walczyłam od zawsze. Niestety zazwyczaj wracałam do punktu wyjśćia. Wśród znajomych i rodziny, uchodzę za otwartą, sympatyczną dziewczynę - wręcz ideał. Niestety tak nie jest. Nienawidzę swojego ciała. Z całą mocą słowa NIENAWIDZĘ. Potrafię odmówić wyjścia do kina, na imprezę, spotkanie, bo myślę, że wyglądam źle i nie mogę być sobą. To śmieszne, ale naprawdę tak jest. Pewnie gdybym powiedziała moim znajomym o moim problemie - zostałabym wyśmiana. Dla mnie, jest to jednak coś niedoprzebrnięcia i dlatego ta znienawidzona część mnie musi zniknąć. A kiedy jak nie teraz? Właśnie skończyłam liceum i napisałam maturę. Studia - nowy etap w życiu, nie chcę żeby życie towarzyskie nadal mnie omijało szerokim łukiem.
Początek mało sympatyczny (ale konieczny, żeby historia tego bloga miała jakikolwiek sens).
Przy wzroście 164cm ważę obcenie 58,4 kg. Moim celem jest waga 49-46 kg. I zrealizuję to, choćbym nie wiem co :).
Dzisiejszy bilans jak narazie nie jest zły (garść otrębów całych i mielonych + 2 łyżeczki musli + pół małej activii) i wodawoda, zielona herbata - na obiad mam w planach wypić sok wyciśnięty z marchwii (sokowirówka od tygodnia jest w ruchu) i KONIEC. Dzisiaj jak najmniej, a najlepiej byłoby NIC - po wczorajszym dniu dziecka, gdzie wpakowane były we mnie lody (Boże, dlaczego).
Od tygodnia nie mogę zmusić się do ćwiczeń przez okres (wiem, że w większości przypadków ćwiczenia nawet łagodzą bóle menstruacyjne, ale nie mogę się przemóc), ale już niedługo - może polecicie jakieś zestawy ćw (głównie partie brzucha - razem ze skośnymi, ud, tyłka).
I na koniec, Bon Iver. Kocham ten kawałek, jest cudowny.
Cześć, różni nas zaledwie 3 cm, ja mam 167 i również chciałabym dojść do wagi jak Twoja wymarzona. Na początek wystarczyłoby mi 50 kg, a później na pewno nie odpuszczę.
OdpowiedzUsuń