Może niektóre z Was się orientują (te, które śledzą moje wpisy), że przez lipiec/sierpień gościłam u siebie rodzinę i niestety moje obawy się spełniły (sic). A mianowicie, przytyłam. Ale o tym troszkę później.
Na początku bardzo się pilnowałam i było dobrze. Nie chudłam, ale trzymałam wagę - był nawet taki okres paru dni, że ważyłam mniej (pomimo tego, że jadłam więcej niż miewałam w zwyczaju).
Nie chcę zwalać na aurę rodzinną, ale moja uwaga została całkowicie uśpiona. Czułam się tak normalnie i nawet zaczęłam siebie akceptować. Słyszałam często miłe uwagi, jak ja to ładnie wyglądam i nie muszę już się odchudzać (nic nie wspominałam o tym, że się odchudzam, ale ok). Zaczęłam normalnie jeść, a potem to już poszło równo. Jadłam wszystkie rzeczy, których przez te dwa miesiące nie miałam w ustach. I tak moje szczęście, że to był dosyć aktywnie spędzony czas, bo przytyłam 2 kg. Ale to straszne 2 kg. Waga z niecałych 53 kg wzrosła do 55,2 kg. Wtedy tym się nie przejmowałam, miałam przed sobą wyjazd na Słowację i wiedziałam, że dużo ruchu (baseny termalne, woda, góry), i na pewno zrzucę to cholerne jojo.
Przez pierwsze dni bardzo ograniczałam swoje menu i jadłam mało. Teraz myślę, że zaczęłam zbyt rygorystycznie, bo pomimo tego, że po wczasach udało mi się wrócić do wagi z czerwca - to niestety już po tygodniu w domu wróciłam do 55 kg.
Jutro postaram się napisać więcej i zabrać się ostro do pracy. Teraz zamierzam szybciutko Was odwiedzić i zobaczyć co u Was.
cieszę się, że wróciłaś :)) taak, jojo jest przekleństwem w tym wszystkim, ale jak wróciłaś to będzie teraz tylko lepiej. trzymaj się ;***
OdpowiedzUsuńDopadło mnie dokładnie to samo co cb. Zachwycenie otoczenia ciałem, akceptacja, a w efekcie jojo;/ Bierzmy się do pracy :)
OdpowiedzUsuńJa też bym sie przejmowała 2kg więcej więc Cie rozumiem, dasz rade :*
OdpowiedzUsuń